Archiwum 07 maja 2004


Odwieczny wróg
Autor: somatotropina
07 maja 2004, 16:58

Och, Boże!

Za spiętrzonymi naczyniami, na środku stolnicy leżał ogromny placek surowego cista. Na nim derewniany wałe. Dwie dłonie zacinsęły się na uchwytach wałka. Dwie docięte ludzkie dłonie.

 Lisa cofnęła się z taką siłą na metalową gablotę, że zawartość zagrzechotała.

 - Co się tu, do diabła dzieje? Coż do diabła...?

Popychana złowrogą fascynacją, a jednocześnie nieprzemożną chęcią zrozumienia, Jennypodeszła do kanturu. Wpatrywała się w odrąbane ręce. Patrzyła z obrzydzeniem i niewiarą - i ze strachem, tnącym głęboko jak ostrza brzytwy. Ręce nie były posiniaczone ani spuchnięte. Zachowały kolor ciała, choć był on sinoszary. Krew - pierwsza krew, jaką Jenny dziś ujrzała - kapała z rozszarpanych przegubów. Świeże, wilgotne ślady, strużki i krople, błyszczały na cienkiej powłoce rozsypanej mąki. Dłonie były silne, ściślej rzecz biorąc - kiedyś były silne. Mocne palce. Duże łykcie. Bez wątpienia były to męskie dłonie. Pokryte siwym, kędzierzawym włosem. Ręce Jakoba Libermanna.

- Jenny!

Jenny podniosła wzrok, zaskoczona. Uniesiona sztywno ręka Lisy wskazywała na drugi kraniec kuchni. Przy długiej ścianie stały trzy piekarniki. Jeden podwójny - ogromny, wysoki z parą solidnych drzwiczek z nierdzewnej stali, dwa skromniejsze, choć i one były okazalasze niż zwykle modele w większości domów; oba w drzwiach miały szklane płyty. Żadane na szczęście nie był teraz czynny, gdyż inaczej kuchnię przepełniłby mdlący smród. W każdym była odcięta głowa. Jezu. Widmowe, trupie twarze z nosami przyciśniętymi do szkła wizjonerów gapiły się na kuchnię.

Jakob Lebermann. Siwe włosy zbryzgane krwią. Jedno oko zamknięte, drugie wytrzeszczone. Usta zaciśnięte z bólu.

Aida Libermann. Oczy otwarte. Ustarozdziawione, jakby szczęka wyskoczyła z zawiasów.

 

 Fragment książki "ODWIECZNY WRÓG" Dean'a Koontz'a